„Wszystko już było: obozy, baraki, selekcje, getta, kryjówki, ukrywanie prześladowanych, opaski na rękawach, sterty butów po zgładzonych, głód, szaber, pukanie do drzwi w nocy, zniknięcia sprzed domu, krew na ścianach, palenie domostw, palenie stodół z ludźmi w środku, pacyfikacje wsi, oblężone miasta, żywe tarcze, gwałty na kobietach wroga, zabijanie inteligencji w pierwszej kolejności, kolumny tułaczy, masowe egzekucje, masowe groby, ekshumacje masowych grobów, międzynarodowe trybunały, zaginieni bez wieści.”
W takim razie – po co pisać o czymś, co już było? Czyż mało powstało książek, filmów, przedstawień teatralnych o okropnościach XX-a wiecznych wojen? Czy nie dość przekonujący i wstrząsający ludzkimi sumieniami okazali się świadkowie, zbyt mało poruszające ich relacje? Przecież nam, ludziom przełomu tysiącleci, obywatelom zjednoczonej Europy, nie grożą już konflikty zbrojne. Przecież tu jest pokój, cywilizacja, NATO, Unia Europejska, wszystko da się wynegocjować, z wszystkimi dogadać. Przecież dwie wojny światowe to wystarczający bagaż doświadczenia jak na jedno stulecie, wystarczająca lekcja, wystarczy już ofiar, sierot i zburzonych miast. Któż by teraz wszczynał jakąś wojnę?
Na Bałkanach? Tak, zdarzyło się kiedyś. Ot, taki wypadek przy pracy, naturalna kolej rzeczy – jedne państwa upadają, inne powstają, kształtują się granice, ludzie migrują, a że przy tym poleje się trochę krwi? Och, nie przesadzajmy, nie było aż tak strasznie ani specjalnie długo, tylko trzy lata, zresztą o czym tu jeszcze mówić? Wszystko już dawno zostało zażegnane, strony pogodzone, każdy może wrócić tam, gdzie mieszkał wcześniej (gwarantuje mu to prawo), więc w czym problem? A poza tym na Bałkanach zawsze było gorąco. Nie ma co się dziwić: ciepły śródziemnomorski klimat, mieszanka etniczna i religijna, to jest nawet fascynujące – te odwieczne siły ścierające się ze sobą, ta niby-Europa, ale wciąż jeszcze dzika, nieznana – był o tym ostatnio ciekawy program w telewizji, miło tak popatrzeć na tamtą kulturę. Dobrze, że u nas – w tej „prawdziwej” Europie – nic złego nam nie grozi.
„Na ulicach widzieliśmy również dziennikarzy: reporterów, fotoreporterów, operatorów kamer. Przyjeżdżali tu pisarze i filmowcy. Chodzili całymi grupami albo pojedynczo. Mówili wieloma językami. (…) Powstało tysiące depesz, reportaży, wystaw, książek, albumów, filmów dokumentalnych i fabularnych o wojnie w Bośni. Ale kiedy wojna się skończyła (albo, jak sądzą niektórzy, została na jakiś czas przerwana), reporterzy spakowali kamery i natychmiast pojechali na inne wojny.”
„Jakbyś kamień jadła” Wojciecha Tochmana burzy „święto-spokojny” domek z kart. Autor pokazuje światu i zadowolonej z siebie Europie, jak w rzeczywistości wyglądała sytuacja mieszkańców byłej Jugosławii, zwłaszcza muzułmańskich Bośniaków i chrześcijańskich Serbów, podczas wojny w latach 1992-1995 i po niej, kiedy sprawę uznano już za posprzątaną i zamkniętą. Polak stał się głosem najsłabszych i najbiedniejszych, tych, których nikt nie słucha, o których świat zapomniał, bo uznał ich rozdział za zakończony. Rozmawiał z rodzicami identyfikującymi kości swoich dzieci. Z kobietami, które chciałyby wyciąć z pamięci tę jedną chwilę, dwa wspomnienia, pięć obrazów albo całe trzy lata. Z ludźmi, którzy nie wiedzą, jak (i czy) przebaczyć wrogowi, który wcale o przebaczenie nie prosi.
Zachwycająca w pisarstwie Tochmana jest umiejętność mówienia o sprawach wielkich i bardzo trudnych językiem zrozumiałym, ale delikatnie, nie wprost, nie dosadnie, nie wulgarnie. Reporter potrafi tak opisać sytuację czy wydarzenie, że ostatnie zdanie wypowiada już sam czytelnik. I choć nie wszystko zostało zapisane, to wszystko już wiadomo.
Bałkańskie zapiski są drugim literackim dzieckiem autora. Zadebiutował zbiorem krótkich reportaży „Schodów się nie pali”. Warto je wspomnieć w kontekście języka, gdyż i tu tematy bardzo trudne (sekty, handel kobietami, śmierć Grzegorza Przemyka) poruszane są w sposób spokojny, normalny, bez niezdrowej sensacji czy epatowania wulgarnością. A przy tym są to teksty poruszające do głębi, budzące wrażliwość, nawet tę głęboko uśpioną.
„Jakbyś kamień jadła” jest jak szpilka kłująca sumienie – celnie i w sam środek. Jak szarpnięcie hamulców podczas wygodnej podróży – nieprzyjemne, ale bardzo potrzebne. Czytając książkę ma się ochotę krzyczeć „ja nic nie wiedziałam! Dlaczego o tym się nie mówi?”.
I jeszcze to pytanie, od zawsze takie samo, powtarzane przez tyle lat, przelatujące przez tyle głów – jak to możliwe, że ludzie ludziom zgotowali taki los?
Informacje o książce:
Tytuł: Jakbyś kamień jadła
Tytuł oryginału: Jakbyś kamień jadła
Autor: Wojciech Tochman
ISBN: 8386872365
Wydawca: Pogranicze
Rok: 2002