Trylogia, którą stworzył Pan Bartłomiej Basiura jest wyjątkowym zjawiskiem literackim. Pierwszy raz spotkałem się bowiem z sytuacją, w której pierwsza część jest publikowana jako trzecia w kolejce. Początkowo byłem do tego pomysłu nastawiony dość sceptycznie, nie widziałem w tym większego sensu. Bałem się, że wniesie to w całość pracy autora, chaos utrzymania linii fabularnej. W pierwszej chwili skojarzyło mi się to z nieśmiertelnym hitem kinowym „Powrót do przyszłości” gdzie linia czasowa była tylko umowna. Przystałem więc na takie podjęcie „Hipnozy” jako swoiste zabawienie się autora, z pamięcią czytelnika. Biorąc pod uwagę fakt, że Pan Basiura napisał „Hipnozę” mając zaledwie osiemnaście lat, muszę przyznać, że jestem nie tylko pod wielkim wrażeniem jego talentu, ale także wyjątkowej dojrzałości, kiedy książkę ową pisał.
„Hipnoza” cofa nas do czasów, w których Maria Kozielska była zwyczajną policjantką w Lubaczowie. Jej mąż – Marek, dzierży pozycję redaktora naczelnego w lokalnej gazecie. Wychowują razem syna, który ma wszystko czego potrzebuje. Spokój okolicznych lasów, daje wszystkim żyjącym w tym małym społeczeństwie poczucie bezpieczeństwa i odrealnienia od otaczających ich problemów świata. Wszystko zmienia się w jedną noc, kiedy to zostaje popełnione morderstwo. Mała miejscowość tuż przy granicy z Ukrainą, unikała brutalności świata przez tyle lat, aż w końcu i tu pojawił się zgniły owoc rozpleniony przez człowieka, przez mordercę. Każda mała miejscowość ma swoje mroczne sekrety, wypadki, o których się nie wspomina więcej niż przy kuflu piwa, ale Lubaczów nie jest taką miejscowością. Właśnie to miasteczko upatrzył sobie seryjny morderca, a o jego obecności nie stanowi wcale jedno ciało, ale wiadomość, którą pozostawił za sobą: Contradictio in se. „Sprzeczność sama w sobie”. Wtedy też, zaczyna się gra w sprzeczności. Pomiędzy policjantami i zabójcą, pomiędzy czytelnikiem i Basiurą, a wszystko w celu odkrycia prawdy, lub jej zatarcia.
Prawdopodobnie pierwszą rzeczą na jaką zwróciłem uwagę, w najnowszej powieści Pana Basiury, jest sposób przedstawienia Marii Kozielskiej. Nauczony poprzednimi książkami, miałem nadzieję powitać kobietę z żelaza, która nie boi się niczego. Zdziwiłem się ogromnie, ale także lekko uśmiechnąłem pod nosem czytając pierwsze rozdziały opisujące Kozielską. Wygląda na to, że batoniki stały się katalizatorem emocjonalnym całej trylogii, dając bohaterom poczucie zaspokojenia, zastępując szkodliwe papierosy. Bardziej ważne dla całości fabuły jest rozpisanie poszczególnych charakterów głównych postaci. Widać tutaj wyraźną granicę, pomiędzy tymi ważnymi, pośrednimi, i stanowiącymi tylko tło dla reszty bohaterów. Maria Kozielska musi dzielić podium z naukowcami, którzy uciekają daleko poza jej możliwości zrozumienia. Pojawia się bystry profesor Kownacki, specjalista w niewerbalnym przekazywaniu informacji, oraz Dorota Maj, pani naukowiec, która ma wiele do powiedzenia w laboratorium. Idąc tym tropem, zdawałoby się, że można łatwo zauważyć, kto będzie miał dalsze kontynuacje fabularne, a kto pozostanie w cieniu. Nic bardziej mylnego! Pan Basiura tak łatwo operuje swoją historią, że nie jest możliwe przewidzenie kto jest dobry, a kto zły. Właśnie to kocham w stylu Pana Basiury. Nic nie jest możliwe do przewidzenia.
Postacie przedstawione w książce są na tyle różnorodne, że automatycznie próbujemy je grupować, co tylko podnieca ogień. Rozwiązanie zagadki cały czas jest blisko, ale jednak umyka przed nami, pozostawiając tylko same niedopowiedzenia. Biorąc pod uwagę, że Pan Basiura napisał „Hipnozę” w wieku osiemnastu lat, nie pozostaje nic innego jak schylić czoła. Szczególnie, jeśli przeczytamy notkę od autora na pierwszej stronie książki. Pan Basiura ostrzega Czytelnika tam:
„Kiedy teraz sięgam do „Hipnozy”, dostrzegam świat widziany z perspektywy osiemnastolatka – ideały nieskażone realiami, które miałem w kolejnych latach okazję poznać, tę filozofię, która kształtowała mój światopogląd”.
Warto tutaj napomnieć o „pamiętniku filozofa”. Autor zamieszcza filozoficzne przemyślenia, w najbardziej newralgicznych momentach książki. Monolog prowadzony przez filozofa, wskazuje na autora, jednak równie dobrze mogą to być zapiski mordercy, jego pamiętnik.
Nie widać w „Hipnozie” niedociągnięć fabularnych, ale daje się w całości książki odczuć lekkie niedopracowanie poszczególnych momentów. Bohaterowie zbyt łatwo przechodzą od jednej sprawy do drugiej. Dialogi zawierają często zbyt wiele treści nie związanej z tematem wypowiedzi. Drażniło mnie to momentami, bo nie wiedziałem, czy rozmowa toczy się w jednym temacie, czy też może wielu. Niestety widać ten schemat w całości „Hipnozy”. Odbieganie od tematu stało się dla książki, w pewnych momentach, niebezpiecznym „laniem wody”.
Przez długi czas zastanawiałem się czemu Pan Basiura, kładzie tak wielki nacisk na zaznaczenie, że „Hipnoza” została napisana przez niego w wieku osiemnastu lat. Mniej więcej w połowie lektury zrozumiałem o co chodziło. Pan Basiura jest doskonale świadom tego, że „Hipnoza” może być odebrana, przez laików, jako kontynuacja, a nie prolog do całości. Nie widzę zatem nic zdrożnego w informowaniu czytelników, że: Hej! Uważaj! Napisałem to dawno temu, jako pierwszą książkę, nie oczekuj fajerwerków jak podczas moich innych książek! Miałem to na uwadze sięgając po „Hipnozę”, w której zauważyłem pomyłki młodego artysty, ale jeśli tak mają wyglądać pierwsze kroki pisarza, to tylko Basiury! Jeśli kryminał ma być nieprzewidywalny, czytelnik pochłonięty lekturą, a rozwiązanie zagadki szokujące – to tylko Basiura to gwarantuje.
Informacje o książce:
Tytuł: Hipnoza
Tytuł oryginału: Hipnoza
Autor: Bartłomiej Basiura
ISBN: 9788394059262
Wydawca: Rozpisani.pl
Rok: 2015