W Krakowie mieszkam od 2013 roku i czuję się z tym miastem poniekąd zżyty. Będąc młodą osobą, mieszkającą wcześniej w małej miejscowości, nie czułem dotychczas przynależności terytorialnej i związanej z nią przynależności kulturowej i tożsamościowej, a przynajmniej nie na taką skalę. W związku z tym postanowiłem zainteresować się zbiorem opowiadań wydanym przez młodego, krakowskiego pisarza Macieja Miłkowskiego, pt. „Drugie spotkanie”.
Na zbiór składa się 12 opowiadań, każde po mniej więcej kilkanaście stron. Wszystkie są dość luźnymi zabawami literackimi, przez co mogą zmienić swoje znaczenie i wydźwięk bardzo płynnie. Zaczynamy od metaforycznej historii o sprzątaniu, później autor porusza problem postrzegania Holokaustu we współczesnym społeczeństwie. Jest również kilka historii o miłości, zwykle nieszczęśliwej. Następnie dostajemy zabawy pisarskie, gdzie np. prawdziwa treść historii ukryta jest w przypisach. Sądząc po wspominanych przez wydawcę inspiracjach Nabokovem, ma to być nawiązanie do „Bladego ognia”, gdzie treść powieści ukryta jest w posłowiu. Krakowianin będąc głównie tłumaczem, publicystą i krytykiem literackim poświęca dwa długie opowiadania na swego rodzaju śledztwa literackie. W jednym w nich szuka polskiego tłumacza mało znanego ekwadorskiego pisarza. Musi opierać się na wskazówkach z czytanego wydania i poszlakach dostępnych w bibliotece czy u wydawcy.
Podczas lektury rzuca się w oczy, że opowiadania przyjmują formę niemal felietonową. Są rozszerzeniem rzeczywistości pisarza, opierają się na zasadzie normalnych (być może faktycznych) wydarzeń, jednak podkoloryzowanych. Ma się wrażenie jakby pisarz brał wydarzenia z własnego życia, ale dodawał do nich część „co by było gdyby”. Zazwyczaj „co by było gdyby świat był bardziej absurdalny/ludzie bardziej nieprzewidywalni”. Dodając do tego kwestię rozliczania przeszłości bliższej lub dalszej, na myśl nasuwają się alegoryczne amerykańskie seriale „Louie” oraz „Specjalista od niczego”. Śledzimy w nich losy nowojorskich komików, grających samych siebie, przybliżających w jak największym stopniu swoje życie, lecz zwracających tym samym uwagę na prozę i absurdy codziennego życia. W tym zbiorze dostajemy na podobną modłę „Maciej Miłkowski show”, jednak z problemami teoretycznie uniwersalnymi, które w praktyce są wystarczająco ciekawe jedynie dla samego autora. Książka więc, pod względem przesłania moralistyczno-ideologicznego traci swą wartość i staje się swego rodzaju pamiętnikiem pisarza.
Atutem zbioru ma być i rzeczywiście jest humor, zabawa językiem, literaturą, sama przyjemność z lektury. Opowiadania czyta się bardzo przyjemnie, można naprawdę się w nich zatracić i kilka razy uśmiechnąć. Miłkowski bardzo sprawnie prowadzi czytelnika, robi to w sposób przejrzysty i wciągający. Czytelnik szukający czegoś więcej, będzie musiał obejść się smakiem. Zbiór nastawiony jest na rozrywkę i ledwie skubie fasadę niuansów ludzkiego życia. Najsilniejsze są śledztwa literackie „Kto jest kim w psychiatrii ekwadorskiej?” i „Nie-fikcja” oraz jak dla mnie „Bajka o Lesznie” ukazująca tok myślenia pisarza i inspiracje do jego pracy.
Nie można nie zauważyć, że wszystkie opowiadania są dopieszczone i dopięte na ostatni guzik i trzymają równy poziom. Zazwyczaj w przypadku zbiorów opowiadań, pisarze wrzucają do jednego wora wszystkie swoje nowelki, które zebrały im się w ostatnich latach. Stąd mamy potężny rozstrzał w ich jakości. Dla mnie sztandarowym przykładem jest kultowy zbiór Raymonda Carvera „O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości?”, gdzie im dalej, tym poziom niższy (choć wciąż wysoki). Podobnie jest w „8% z niczego” Etgara Kereta, gdzie niektóre opowiadania mogłyby nie ujrzeć światła dziennego i nikomu nie stała by się krzywda. U Macieja Miłkowskiego jest inaczej. Wszystkie historie są napisane w tym samym stylu, tak samo elokwentne, tak samo humorystyczne i tak samo lekkie w lekturze.
Nie ma nic złego w czystej rozrywce, ale zbiór na dłuższą metę jest miałki. Przed podejściem do lektury trzeba wiedzieć czego się mniej więcej spodziewać. Ja się odrobinę rozczarowałem, bo od książki drukowanej wymagam jednak więcej, zwłaszcza w dobie wszechobecnych, internetowych felietonistów. Wielcy satyrycy oraz mistrzowie groteski i humoru, jak Mrożek, Hrabal czy bardziej współcześnie Masłowska pokazują, że luźna, żartobliwa forma nie wyklucza przesłania moralistycznego. Natomiast Updike, Roth czy Gombrowicz udowadniają, że nowelki i opowiadania pierwszoosobowe mogą być ambitniejsze i dosadniej ukazujące jedyny w swoim rodzaju aparat percepcyjny narratora.
Wydawca przedstawia Miłkowskiego jako jednego z najbardziej obiecujących polskich pisarzy młodego pokolenia. Ten fakt oraz reprezentowanie przez niego Krakowa skłoniły mnie do zapoznania się z jego twórczością. Przyciągnęła mnie również okładka z pięknym obrazem Edwarda Hoppera pt. „Pokoje nad morzem”. Jest to jeden z moich ulubionych obrazów tego malarza. Urzeka estetyką i prostotą, ukazuje przedsionek pomiędzy zwykłym pomieszczeniem a morzem. Abstrakcja tego połączenia reprezentuje istnienie w nas drugiego życia, tego w głowie, wymyślonego, wymarzonego, wyśnionego, który uważamy za część nas, jak za integralną część mieszkania uważamy jedno z jego pomieszczeń. Wydaje mi się, że ten obraz świetnie oddaje zbiór Miłkowskiego, a właściwie jego wyobrażenie o nim na podstawie jego prawdopodobnego toku rozumowania. Połączenie realizmu codzienności z abstrakcją jest celem pisarza, ale gdzieś utracone jest najważniejsze, czyli piękno i jakość, których w obrazie nie brakuje. Oczywiście ta teza ma sens pod warunkiem, że pisarz decydował o okładce.
Maciej Miłkowski bardzo sprawnie operuje słowem, jednak wiele jego pomysłów wydaje się wtórnych. Jest mało odważny w swojej literaturze i nie zaskakuje czytelnika, poza meta-opowiadaniem „Bajka o Lesznie”. Jednak gdy ktoś szuka luźnej rozrywki, na pewno się nie zawiedzie.
Informacje o książce:
Tytuł: Drugie spotkanie
Tytuł oryginału: Drugie spotkanie
Autor: Maciej Miłkowski
ISBN: 9788364648502
Wydawca: Zeszyty Literackie
Rok: 2017