Czytelnik, który sięga po debiutancką książkę Konrada Czerskiego, może natknąć się na tylnej okładce na dalece idącą deklarację:
„Donikąd to szkatułkowa powieść egzystencjalna. […] Oprócz pytania o kierunek, w którym zmierza człowiek, powieść ta dotyka jednocześnie zagadki istnienia jako takiego”. ’
Te, bądź co bądź, poważnie brzmiące słowa, od pierwszej strony nakazują przyjąć postawę krytyczną. Czyżby autor rzeczywiście odpowiedział na pytanie, z którym nie mogli poradzić sobie Martin Heidegger i Jean-Paul Sartre?
Pisanie czegoś, co autor nazywa powieścią egzystencjalną, jest równoznaczne ze skazywaniem się na komercyjną porażkę. „Jak w obecnej sytuacji posługiwać się narracją gwałtownych namiętności, które trwają lata i czasami odciskają piętno na kolejnych pokoleniach?” – pisze Michel Houellebecq. „Jesteśmy daleko od Wichrowych Wzgórz, delikatnie mówiąc” (Houellebecq 2005, s. 47). Jak pisać dziś powieść egzystencjalną, skoro Les Temps modernes powstało siedemdziesiąt lat temu i – choć istnieje do dzisiaj – to jego formuła nie przypomina już w niczym pisma z czasów dawno przebrzmiałej świetności? Jak zainteresować dziś przeciętnego człowieka problematyką istnienia, skoro refleksje na ten temat uważane są nie tyle nawet za niepotrzebne, co wręcz zgubne? Jesteśmy daleko od Mdłości, Obcego i Upadku – chciałoby się poinformować autora. A jednak Czerski próbuje. Może dlatego, że dobrze zdaje sobie sprawę, iż tekst na okładce to pewien manifest programowy, który można tak przekształcić i rozcieńczyć, by z oryginalnego zamysłu pozostało niewiele.
Główny bohater powieści, Bruno Werner, to skrzywdzony życiem pisarz, którego największym przekleństwem jest spędzone w samotności dzieciństwo. Czerski nie wychodzi poza podejście ściśle psychoanalityczne i całą fabułę motywuje młodością, determinującą dorosłe życie Wernera – człowieka, który, zwolniony z odpowiedzialności przez odziedziczony majątek, pozbawiony jest zdolności do refleksji i umiejętności oceny racjonalności własnych działań. Sens życia zdaje się pisarzowi in spe równie odległy, co widmo biedy, zaś próbą zagłuszenia egzystencjalnej pustki jest pisanie powieści – dzieła życia. Oczywiście, podobnie jak w przypadku Dina, bohatera analogicznej pod wieloma względami powieści autorstwa Alberto Moravii, Nuda, oddanie sztuce nie pozwala na akt samotranscendencji i znalezienie celu. I podobnie jak w przypadku wspomnianej wyżej postaci, nuda ustępuje fascynacji dopiero wtedy, gdy dzieje się coś niespodziewanego; w przypadku Wernera jest to odnalezienie książki, o której nie wiadomo dosłownie nic. W paraleli do wydarzeń pierwszoplanowych autor przenosi Czytelnika do Nowego Jorku, gdzie żyje Sophie Kavan. Wątek niesłyszącej, głęboko religijnej dziewczyny splata się z losem pierwszoplanowego bohatera na ostatnich stronach powieści.
Książek nie pisze się bez przyczyny – to zresztą jedna z myśli, którą Czerski stara się przemycić w swojej powieści. Zarazem jednak, Czytelnikowi trudno może być dociec, po co powstało Donikąd. W połowie książki jasnym staje się, że, bynajmniej, nie skrywa ona żadnej głębszej prawdy. To po prostu zwykła historia, miejscami aż nadto groteskowa, z nieprzekonywającym zakończeniem, będącym w rzeczy samej powtórzeniem doskonale znanego stwierdzenia, że każdy z nas oczekuje miłości i pocieszenia w trudnych chwilach. Konstatacja ta sprawia zarazem, że Czytelnik – nieco w tym momencie już rozczarowany – przenosi uwagę na stronę formalną. Ta natomiast potwierdza diagnozę, postawioną przez wydawcę na skrzydełku książki, zgodnie z którą Czerski „porusza się w obszarze szeroko rozumianej literatury postmodernistycznej”. Niestety, nie da się stwierdzić, by autor był pod tym względem szczególnie oryginalny. Jego powieści najbliżej chyba – zarówno pod względem klimatu, języka jak i zakończenia, czyli ostatnich dwóch stron – do stylu, który w swych dziełach wypracował J.M. Coetzee. Również zabieg swoistej, trzecioosobowej autoprezentacji na kartach własnej powieści, choć z pozoru intrygujący, został już wyeksploatowany – i to do granic możliwości – w Mapie i terytorium, gdzie wspomniany wyżej Houellebecq oddaje swoją śmierć, ze szczegółami rozprawiając o własnych trzewiach rozwleczonych po dywanie. Donikąd nie sprawdza się zatem ani jako powieść, która odsłania przed nami prawdy objawione, ani jako książka zaskakująca rozwiązaniami formalnymi.
Nie zaprzeczę natomiast, że Czerski napisał dobre czytadło. Język powieści jest wyśmienity – i choć natężenie nieudanych metafor rośnie wprost proporcjonalnie do długości przeczytanego tekstu, to styl, brany w ogólności, zdradza ogromne wyczucie. Książkę czyta się z prawdziwą, niegasnącą niemal do ostatniej strony przyjemnością. Rzecz jasna, sama fabuła toczy się w dość jasno określonym kierunku, zarazem jednak kilka przemyślnie rozstawionych zagadek, sprytnie przeplecionych rozdziałami, których akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, nie pozwala tak łatwo przerwać lektury. Niestety, finał na tym tle wydaje się – cóż za zestawienie – tyleż przewidywalny i banalny, co niewiarygodny. Nie zmienia to jednak faktu, że eksplorowanie interesującej, świetnie napisanej fabuły daje dużo satysfakcji.
Lecz mimo tego Czytelnik, w tym wypadku ja, wciąż czuje się niepocieszony. Donikąd to rozrywka – pierwszorzędna, ale wciąż: rozrywka. Pozycja Heideggera i Jaspersa wciąż pozostaje niezagrożona; człowieka generalnie cechuje Sein-zum-Tode, potęgowane czasem charakterem jednostki, zaś wyzwoleniem z niego jest miłość – to jedyne, co ma nam do przekazania Czerski. Jak na czytadło, tego typu wniosek to więcej niż można by sobie życzyć. Lecz jak na „szkatułkową powieść egzystencjalną” to zdecydowanie za mało.
Informacje o książce:
Tytuł: Donikąd
Tytuł oryginału: Donikąd
Autor: Konrad Czerski
ISBN: 9788364307133
Wydawca: Oficynka
Rok: 2014