Powieści kryminalne stały się w naszych czasach wyjątkowo popularne. Dziwi to tym bardziej, że jest to przecież gatunek bardzo rozpowszechniony. Upatruję tutaj, jak sam ją nazwałem, „zasady kołowrotka”. W wieku dziewiętnastym popularne były powieści, które musiały ustąpić miejsca wspomnianym kryminałom zajmującym umysły czytelników do lat dwudziestych. Wtedy też pojawiły się książki o podłożu gangsterskim, łatwo łączące sensację z kryminałem. W latach pięćdziesiątych nastąpił zwrot w stronę science-fiction. Pierwszy lot człowieka w kosmos pobudził pisarzy do tworzenia światów zupełnie nam nieznanych. Gatunek sci-fi trzymał się mocno aż do lat dziewięćdziesiątych, kiedy ponownie do łask powróciły powieści obyczajowe. W tym algorytmie wyrzucono z kolejki kryminały. Miażdżąca krytyka tego gatunku, sprowadziła go na margines literatury. Horror, fantastyka, romanse, zawładnęły umysłami czytelników, bo były łatwe i przyjemne, nie wymagały większego udziału myślenia.
Nagle, kilka lat temu, jakby spod ziemi zaczęły pojawiać się w księgarniach książki kryminalne. Jakby były grzybami, czekającymi na swój deszcz. Nazwiska nieznanych autorów zaczęły pojawiać się w czasopismach, w telewizji, na bilbordach. Renesans gatunku stał się faktem. Najpierw przypomniano nam klasyki, dopiero potem na brzeg półek w księgarniach, dotarła fala młodych autorów.
Tak jak to bywa z nową falą, trudno przebyć ją bez obeznania. Stąd też na pierwszej linii wznowienia pojawiła się Agatha Christie, tworząc przyczółek dla dalszej ekspansji. W na nowo odtworzonym nurcie kryminału, tworzy Anna Kim, autorka „Anatomii pewnej nocy”. Niesiona na skrzydłach popularności gatunku, zapomniała o istocie tego o czym pisze. Poległa na polu bitwy, które nie zna pojęcia kompromisu i uległości.
Historia przedstawiona przez Annę Kim może zachęcić, każdego kto przeczyta opis na odwrocie książki. W małym grenlandzkim miasteczku Amaraq ma miejsce seria niewytłumaczalnych samobójstw. Nikt nie zna ich przyczyny, ale co gorsza, nikt jej nie chce poznać, poza czytelnikiem. Przybywa tam młoda dziennikarka. Sama nie wie czego dokładnie szuka w tym małym jak na nasze normy mieście. Z biegiem stron dowiadujemy się tylko tyle, że jest to swego rodzaju ucieczka od jej świata. Wdaje się w romans, który w samych swoich podstawach nie ma racji bytu. Noc, która przynosi śmierć staje się dla niej powodem do zredefiniowania całej swojej osoby. Z biegiem godzin, bo tak została rozpisana książka, odkrywa mroczną stronę Amaraq, kochanka i swoją własną. Odpowiedzi, których tak uparcie szukała, zaskoczą nie tylko jej postać, ale chyba przede wszystkim czytelnika.
Misternie zbudowana przez autorkę kostka Rubika, ma za zadanie łączyć poszczególne wątki i historie w spójną całość. Samo takie zamierzenie nie było głupie, ale realizacja poległa na samym starcie. Fabuła książki ma sens, jednak każdy jej rozdział i zdanie już nie bardzo. Czytelnik zostaje zmuszony do podróży, która od samego początku jawi mu się jako brnięcie w umysł szalonego człowieka. Każde słowo, zdanie, akapit wydaje się być wykładem o czymś co jest nam obce. Zdania, które można powiedzieć łatwo, przybierają formę labiryntu, gdzie wyjście znane jest tylko projektantowi. Słowa zawarte w jednym akapicie stoją w opozycji do następnego. Pętla czasu, która zdaje zwykle egzamin, staje się karuzelą bez hamulca. Czytelnik nie wie gdzie zarzucić kotwicę zainteresowania, choćby stał w samym porcie.
Sposób napisania „Anatomia pewnej nocy” przeraził mnie nie na żarty. Zacząłem się zastanawiać czy w literaturze obowiązują jeszcze jakieś zasady. Historia przedstawiona przez panią Kim nie jest w stanie złapać jednoznacznego toru, który zachęciłby czytelnika do zgłębienia więcej niż trzydziestu stron. Skakanie między czasem rozgrywania się historii przedstawionych w książce, udekorowane językiem całkowicie niezrozumiałym, staje się chłostą a nie przyjemnością z czytania.
W każdym języku obowiązują pewne normy ortograficzne, które „Anatomia pewnej nocy” zabiła na pierwszej stronie. Jedno zdanie jest w stanie ciągnąć się przez pół strony, przecinki chyba wygrały wojnę z kropkami, a akapity pochłonęło zaczynanie ich małą literą. Tak bardzo przeszkadzało mi to w czytaniu, że musiałem poświęcić na „Anatomię pewnej nocy” wiele dni. Drugą rzeczą, która mnie mierzi w tej książce to sposób jej spisania. Czytając ją od początku miałem wrażenie jakbym skądś to znał. Nagle mnie olśniło, dzięki czemu zupełnie inaczej spojrzałem na dzieło pani Kim. Zamiast mówić wprost, obiega temat po dwa razy. Zaczynając pisać o konkretnym zdarzeniu, zanim dotrze do meritum, raczy nas wieloma innymi wątkami, które nie mają nic wspólnego z daną sceną. Wnioski z jednej historii, dialogu, zdarzenia pojawiają się zupełnie bez przyczyny w miejscach im nie przeznaczonych. Przypomina to bardzo, znienawidzony przeze mnie model seriali zaczynających się od pewnej sceny, by po paru minutach ukazać na ekranie napis „dwa dni wcześniej”. Delirium tremens literatury.
Czytając książkę chcemy zagadek, niedopowiedzeń, niejasności. Anna Kim przesadziła w tym zamierzeniu. Stworzyła puzzle niemożliwe do ułożenia. Setki małych części rozrzuciła po całym pokoju, zamiast na stole, dzięki czemu można je ułożyć łatwiej. Naprawdę miałem duży problem, żeby znaleźć jakiś wzór, którym kierowała się autorka. Przeczytałem bardzo dużo książek jak na swój wiek, ale nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś tak złym.
„Anatomia pewnej nocy” jest jedną z najgorszych książek jakie czytałem. Trudno tutaj nawet o stwierdzenie „czytać”, kiedy nawet dźwięk silnika autobusu był bardziej absorbujący. Pewne słowa powinny na zawsze pozostać w naszych umysłach
Informacje o książce:
Tytuł: Anatomia pewnej nocy
Tytuł oryginału: Anatomie einer Nacht
Autor: Anna Kim
ISBN: 9788323337966
Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Rok: 2014