Wolicie jednotomowe książki czy raczej sagi? Ja muszę przyznać, że jakoś szczególnym sentymentem darzę sagi – im więcej tomów, tym lepiej. Moimi ulubionymi są bezsprzecznie: Ania z Zielonego Wzgórza – autorstwa Lucy M. Montgomery czy nasza rodzima Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz. Z nieskrywaną radością wróciłam do historii Kingi, która tym razem rozgrywa się w XIX wiecznym Krakowie w towarzystwie krakowskiej bohemy – wśród dymu cygaretek i dźwięków muzyki. Druga z trzech części trylogii pt. Owoce zatrutego drzewa, autorstwa Agnieszki Janiszewskiej powraca w wielkim stylu.
Tym razem towarzyszymy Kindze, w momencie, w którym, udaje jej się odnaleźć ciotkę Amelię – czarną owcę rodziny. Ciotka jest trochę jak Kinga, trędowata dla rodziny niewygodna, niekochana, wyklęta. Kinga do tej pory nie zrozumiała, dlaczego rodzona siostra jej matki, traktowała ją z takim dystansem. Rodzinna tajemnica zostanie odkryta, gdy Zbyszek przekaże Kindze korespondencję jej matki z wujem Stefanem. Dlaczego ciotka Maria, gdy Kinga przebywała jeszcze w Warszawie, nazwała ją owocem z zatrutego drzewa? Co miała na myśli? Czy Kinga dowie się, jakie były powody antypatii ciotki Marii? Kinga dowiaduje się o śmierci wuja Stefana i ani przez sekundę się nie waha, by pojechać na pogrzeb do Warszawy. Mimo że nie ma ochoty na spotkanie, ani z ciotką, ani z Tomaszową, ani z Klementyną. Sama myśl, że miałaby wrócić do domu na Kruczą przyprawia ją o gęsią skórkę. Jednak uważa, że ma obowiązek wobec wuja, który jako jedyny (nie licząc kuzyna Zbyszka) darzył ją sympatią i okazywał jej ciepło. Jest jeszcze jeden powód, który sprawia, że ciężko jej wybrać się w tę podróż – ma ambiwalentne uczucia, z jednej strony chce zobaczyć Aleksandra, do którego mocniej zabiło jej serce, z drugiej strony, to mąż kuzynki i wie, że to byłoby nieuczciwe. Czy rozum wygra z sercem? Czy Kinga spotka się z Aleksandrem w Krakowie, gdzie mąż kuzynki coraz częściej bywa, pod pretekstem wizyt u swojej matki? Spotkanie z ciotką Marią nie należy do miłych. Nawet na stypie, nie umie się opanować i traktuje Kingę jak intruza, który narusza spokój jej domu. Nie da się nie zauważyć chłodu, który od niej bije na każdym kroku, uszczypliwości, aluzji nie na miejscu. Sytuację próbuje ratować Zbyszek, który jako jedyny darzy Kingę sympatią. Zostawia ją pod opieką Aleksandra, gdyż sam musi towarzyszyć matce i siostrze. Kinga czuje się nieswojo w towarzystwie męża kuzynki, do którego zaczyna czuć coraz więcej – jednak lojalność wobec kuzynki, która nie ukrywajmy nie była dla niej dobra, podobnie jak ciotka Maria, wygrywa. Kinga wie, że nie może pozwolić, aby to uczucie rozkwitło. Co najbardziej zaskoczyło mnie w drugim tomie? Metamorfoza Klementyny. Z uległej córki, wpatrzonej w matkę jak w obraz – Klementyna na oczach czytelnika dojrzewa, zaczyna zauważać, że matka nie zawsze ma rację i bywa nieobiektywna. Ciotka Maria pozwala sobie na krytykę wobec swojej córki i jej dzieci. A Klementyna jak każda matka, nie zamierza pozwalać na krytykowanie jej dzieci – które trzeba przyznać są rozpuszczone, ale na pewno nie są tak krnąbrne jak opisuje jej matka. Klementyna, podburzana przez matkę, zaczyna zauważać, że mąż przestaje się nią interesować – nie chce z nią spędzać czasu. Matka wypomina Klementynie, że bardzo się zaniedbała i już nie jest atrakcyjna, a jej mąż woli spędzać czas z kuzynką Kingą. Klementyna i jej urażona, kobieca duma, postanawia walczyć o swojego męża i pisze list do kuzynki… Co zrobi Kinga? Czy pozostanie wierna swoim zasadom i nie pozwoli się rozwinąć uczuciu do Aleksandra? Co zrobi Aleksander? Czy będzie ratował małżeństwo z Klementyną, przez wzgląd na obowiązek wobec dzieci i dane słowo czy raczej będzie walczył o Kingę i prawdziwe uczucie? Zdradzę Wam tajemnicę, że zakończenie drugiego tomu bardzo Was zaskoczy… Książkę czyta się jednym tchem. Polecam Wam podróż po XIX wiecznym Krakowie, a ja bez zbędnej zwłoki biorę się za trzeci tom. Mam nadzieję, że ponownie będę miło zaskoczona.